Wizja pracy
Niektórym się wydaję, że będąc Kierownikiem bądź przełożonym to ma się super życie.
Taki kierownik deleguje zadania, jedzie na urlop (zawsze do ciepłych krajów – latem, zimą – w Alpy…) lub wraca do domu i zapomina o całej pracy – ma czas dla rodziny, ma czas na siłownię, fitness lub trening z prywatnym trenerem.
W końcu od czego ma swoich pracowników?! To przecież oni odwalają cała robotę.
Przyznam się, że na początku swojej kariery zawodowej też miałam taki obraz. Sama zaczynałam jako zwykły pracownik. Wydawało mi się, że bycie Kierownikiem, przełożonym to żadna filozofia. Praca jak każda inna, wykonujesz swoje obowiązki, idziesz do domu i zapominasz o pracy, odpoczywasz, zbierasz siły na kolejny dzień.
Rzeczywistość szybko zweryfikowała tą teorię.
Trudne początki
Od momentu kiedy zaproponowano mi stanowisko przełożonej zespołu (kierowniczki, a następnie managerki) czułam ogromną odpowiedzialność za sukces oraz pracę moich współpracowników. Presja w pracy była dość duża. O ile miałam pewność, że praca zostanie wykonana jak należy(dobrze znałam kompetencje i umiejętności moich współpracowników), o tyle wiedziałam, że niektóre osoby potrzebują wsparcia w podejmowaniu decyzji, czasami potrzebują podpowiedzi.
Dobrowolnie zgodziłam się, wręcz głośno o tym mówiłam, że jestem cały czas dostępna, gdyby tylko mieli wątpliwości czy jakiekolwiek problemy. Byłam „dostępna pod telefonem” niemal cały dzień, włącznie z weekendami i świętami. Chciałam, żeby wiedzieli, że zawsze mogą na mnie liczyć.
Kiedy wracałam do domu, myślami ciągle byłam w pracy… W ten sposób podpadłam w sidła uzależnienia.
Przez wiele lat nie potrafiłam odpoczywać od pracy. Owszem spędzałam czas z rodziną lub oddawałam się swoim pasjom, jednak z tyłu głowy, moje myśli ciągle krążyły wokół pracy.
O jakim odpoczynku mówię? Chodzi o zupełne oderwanie się, skierowanie myśli na inne tory. Przyzwolenie sobie na zapomnienie (choć na chwilę) o tym, co na mnie czeka w biurze.
Ostatecznie (po paru latach), praca, która wydawała mi się tą wymarzoną, zaczęła przytłaczać.
Smutna prawda
I to jest naprawdę smutne. Tak naprawdę, początkowo nie widziałam w tym problemu, wydawało mi się to zupełnie naturalne, że praca dotyka każdej sfery mojego życia.
Będąc na urlopie lub w czasie wolnym – poza wyznaczonymi godzinami pracy, sprawdzałam telefon kilkanaście razy dziennie (żeby być na bieżąco), obmyślałam nowe plany, itd.. Tak przyznaję, w pewnym momencie, byłam bardzo mocno uzależniona.
Tak naprawdę problem tkwił w moim podejściu. Przyzwyczaiłam się do stałej chęci niesienia pomocy czy wsparcia, swojego rodzaju „kontrolowania wszystkiego”, a przecież moi współpracownicy byli naprawdę samodzielni i świetnie sobie dawali radę!
Walka z uzależnieniem
Pamiętam moment, w którym (świadoma już swojego problemu/ uzależnienia) postanowiłam zmienić podejście i trochę siebie. Łatwo nie było, ale ostatecznie udało się!
Osiągnęłam cel. Potrzebowałam do niego dojrzeć, zdać sobie sprawę, że moje życie nie kręci się wokół pracy. To był pierwszy i najpoważniejszy krok.
Następnie, małymi kroczkami, wdrożyłam plan walki z „uzależnieniem od pracy”.
Co konkretnie zrobiłam?
- Poprosiłam osoby w zespole o kontaktowanie się ze mną tylko, w naprawdę pilnych przypadkach.
- Ograniczyłam sprawdzanie telefonu/ komputera – w poszukiwaniu „pożarów do gaszenia”. Początkowo dałam sobie przyzwolenie na sprawdzanie telefonu i maili tylko o określonych godzinach – i to chyba było najtrudniejsze.
- Wyjeżdżając na urlop wyznaczyłam osoby odpowiedzialne, i tylko im pozwoliłam się ze mną kontaktować w razie pilnych spraw, awarii.
- W czasie dni wolnych lub będąc na urlopie, wyłączyłam dźwięk w telefonie, sprawdzałam go początkowo 2 razy dziennie, po 2 dniach już tylko raz dziennie (i już nawet nie sprawdzałam maili)
Upragniony work-life balance
Powiem Ci, że dopiero wtedy poczułam, że zaczynam odpoczywać, że zaczynam żyć. Moje myśli zajęły zwykłe codzienne obowiązki, zaczęłam dostrzegać rzeczy, których wcześniej nie zauważałam – piękne uśmiechy moich córek, radość z tego, że jestem dla nich.
W końcu, nie czułam presji, momentami ciążącej odpowiedzialności. Zaczęłam doceniać to co już osiągnęłam i to co mam. Nauczyłam się rozdzielać życie prywatne od pracy.
Wracałam do pracy pełna energii, optymizmu i spokoju. Miałam pełno nowych pomysłów. Dzięki zupełnemu oderwaniu się byłam wypoczęta i pełna motywacji do dalszych działań.
To wtedy, w końcu odnalazłam swój work-life balance.
Zdecydowałam się napisać ten wpis, ponieważ zdaję sobie sprawę z tego, że nie jestem jedyna. My – kobiety (nie wiem jak Panowie), mamy niestety tendencję do tego, żeby brać na siebie zbyt wiele obowiązków. Łatwo uzależniamy się od pracy, chcąc ją wykonać doskonale, wręcz perfekcyjnie. Nie potrafimy się zdystansować. I w tym biegu zapominamy często o sobie.
Ucz się na moich błędach, dbaj o siebie, odpoczywaj!
Jak już wcześniej pisałam, kocham swoją pracę (choć teraz powinnam napisać kochałam). W ogóle uwielbiam pracować, i nie wyobrażam sobie życia bez pracy, ale teraz, już z doświadczenia wiem, że można i nawet należy umieć pogodzić pracę z życiem. Trzeba znaleźć choć chwilę dziennie, dla siebie, na oderwanie myśli. I to, że nieraz piszę Ci, żebyś znalazła/zł chwilę dla siebie, idzie prosto z głębi serca. Ta chwila oderwania od pracy, pozwoli Ci złapać dystans i skuteczniej pracować – jeśli tego chcesz oczywiście. W chwilach zwątpienia – zmotywuje.
Bo jak to mówią, nie samą pracą człowiek żyje…